O Dziadku do orzechów i Królu Myszy

Premiera Dziadka do orzechów to dla każdego zespołu baletowego wydarzenie. Nie dlatego, że to jakiś sprawdzian umiejętności, bo choreografie Dziadka
są różne, ale dlatego, że zwykle zaprezentowana inscenizacja będzie następnie
grana latami powracając z każdym Bożym Narodzeniem i przyciągając do teatru
baletowego głównie małych widzów. Bo Dziadek do orzechów, mimo że nie powstał dla dzieci, to dziś tradycyjnie jest przedstawieniem „familijnym”, na które w okresie świątecznym warto jest się wybrać z nawet całkiem małym dzieckiem. Dlatego też ze sceny powinna przemawiać magia teatru i baletu. W nowym Dziadku do orzechów, który miał wczoraj swoja premierę w Polskim Balecie Narodowym tak właśnie jest.

Baletomani, uwielbiający zachwycać się wirtuozowskimi popisami tancerzy i tancerek,
pokazowymi „solówkami” (wśród nich i ja) będą może kręcić nosami, bo w
spektaklu, zwłaszcza w pierwszym akcie postawiono raczej na jak najbardziej
fabularne i barwne przedstawienie akcji oraz jego tła, ale z drugiej strony na
szerokiej publiczności będzie to największy walor przedstawienia. Bo Toer van
Schayk, autor scenografii, kostiumów i części choreografii wyczarowuje na
scenie świat, jakiego już nie ma: dziecięce pokoiki na poddaszu, gdzie straszny
Król Myszy może czaić się pod łóżkiem, panoramę XIX-wiecznej Warszawy widziana
od strony zamarzniętej Wisły, po której ślizgają się łyżwiarze, eleganckich
mieszczańskich salonów, gdzie Święta celebruje się z gronem przyjaciół i
krewnych – tańcami i zabawa wszystkich pokoleń. W tej części główna role grają uczniowie
warszawskiej szkoły baletowej i robią to naprawdę dobrze. Chmara dzieci w różnym
wieku wykonująca kilka salonowych tańców oraz zadania aktorskie (wzruszająca
scena zabawy otrzymanymi od Św. Mikołaja zabawkami) bardzo ożywia
przedstawienie i dodaje mu naturalności. Zresztą, kiedy mamy czas się przyjrzeć,
to na drugim i trzecim planie mamy mnóstwo mikro-historyjek i świetnie zrobionych
postaci: zalotnicy starszej siostry Klary, Dziadek i Babcia, Niania, goście, a
nawet kamerdynerzy. Nad wszystkim dyskretnie i opiekuńczo czuwa Drosselmeyer – Sergey Basalaev. Obraz wigilijnej nocy jest bardzo wiernie zaczerpnięty z oryginału E.T.A. Hoffmanna. Ściany rosną, salon zamienia się w pole bitwy między myszami a zabawkami dowodzonymi przez Dziadka do orzechów. W obu tych grupach znów pojawiają się uczniowie szkoły baletowej, ale także już dorośli soliści baletu jako „większe kopie” małych bohaterów – Klary i jej brata Jasia. Nie będę opisywać szczegółów bitwy zabawek, ale jest
to wg mnie clou spektaklu – mnóstwo uroczych i zaskakujących teatralnych
tricków sprawia, że wszyscy stajemy się znów na chwilę dziećmi. Także, gdy w
zimowym lesie wraz z bohaterami chronimy się wśród śnieżnej zawiej (wspaniały i
bardzo trudny choreograficznie walc śnieżynek, z którym corps de balet poradziło
sobie bardzo sprawnie, prezentując dobre zgranie i precyzję tańca zbiorowego). Rozczarowujące są tylko kostiumy śnieżynek – w poprzedniej warszawskiej inscenizacji mięliśmy paskudne „celuloidowe” paczki i peruki, w tej mamy.. . paskudne „celuloidowe”
paczki i blaszane korony.

Jeśli miałabym coś zarzucić poprowadzeniu fabuły w tej wersji Dziadka
do orzechów
, to nadmiar przemian Dziadka do orzechów w Księcia i na powrót
w zabawkę. Przemiana powinna być jedna i spektakularna, w innym przypadku nie
tylko dzieci, ale i dorośli mają problem z rozpoznaniem bohatera, również dlatego,
że w dwóch wcieleniach bohater nosi inny kostium.

Drugi akt baletu Czajkowskiego rozgrywa się w zaczarowanej krainie, w oryginale w Krainie Słodyczy. W inscenizacji Toera van Schayka i Wayne’a Englinga wszystko dzieje się
we wnętrzu gigantycznego zegara (latarni magicznej – tylo nikt już nie pamięta co to było za urządzenie), do którego środka „wpadają”, niczym Alicja do
króliczej nory, Klara, Dziadek do orzechów i reszta bohaterów. To oryginalny i piękny
pomysł, zwłaszcza, że w pogoni za myszami i ich Królem (dynamiczny Jacek Tyski)
pojawia się także kot… Pochwalić należy też początkowy taniec Klary z
Drosselmeyerem i Dziadkiem do orzechów pełen brawurowych odnoszeń. Tradycyjne
tańce charakterystyczne stanowiące w XIX-wiecznych baletach żelazny punkt
programu są ciekawie, ale nierówno zainscenizowane i „utanecznione”. Potraktowany
zupełnie serio hiszpański taniec jota wzięty jest żywcem z folkloru Aragonii. Taniec
arabski – nadmiernie fabularyzowany i utopiony w niebieskim świetle jest mało
wyrazisty i orientalny, taniec chiński czerpie (i słusznie) ze wschodnich sztuk
walki z ciekawym rezultatem, a rosyjski trepak – z ludowych baśni i ich przedstawień
na staroruskich drzeworytach.  Taniec pasterski został zamieniony w taniec grecki czerpiący z dość frywolnych mitów greckich – bardzo zabawny. Nie są to może tance popisowe, ale malownicze, kolorowe i pełne życia. Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o słynnym Walcu kwiatów, który choć niezwykle trudny dla wykonawców nie staje się jednocześnie atrakcyjny dla odbiorców. Znów mamy „celuloidowe” paczki, ale przede wszystkim układ choreograficzny dla dwóch często przeplatających się grup oraz
przemieszczanie się cors de balet po przekątnej, w układzie sekwencyjnym po
jednym lub kilku tancerzy, co wzięte jest bardziej z tańca współczesnego i w klasyce
w dużej scenie zbiorowej, przy odrobinie nawet niezgrana powoduje wrażenie
chaosu. Walc nie jest wirujący, lekki, ani nawet patetyczny, na pochwałę
zasługuje tylko jego finał. Szczęściem następuje po nim klasyczne pas de deux z
odpowiednią dozą uroku, wirtuozerii, patetyczności i klasycznego wdzięku,
zwłaszcza że partie Klary i Księcia wykonali na premierze Maksim Woitiul i Aleksandra
Liashenko. Zaskakujący i zastanawiający jest finał baletu, mnie nie do końca
przypadł do gustu, choć jest niewątpliwie w stylu Hoffmanna. Mała Klara i Jaś
wstają z łóżek i wychodzą na ośnieżony próg domu, by odegnać nocne zjawy i pożegnać
się z Drosselmeyerem i jego siostrzeńcem (Księciem). Na zamarzniętej tafli rzeki
pojawiają się i inne dzieci, które widać też miały tej nocy dziwne sny. Jednak widok
dzieci biegających boso w koszulkach nocnych po lodzie bardziej zmroził mnie,
niż zachwycił lub wprawił w zadumę…

Mimo wyliczonych, w niektórych momentach subiektywnych zarzutów, spektakl  ogląda się dobrze, wartko, w większości zachwycając się i wystawną oprawą scenograficzna, urodą i pomysłowością poszczególnych scen. Starałam się nie porównywać tego spektaklu do poprzedniej inscenizacji warszawskiej (chor. A. Glegolski, scen. Zaniewska/Chwedczuk), ale oczywiście było to niemożliwe. Na tamtym Dziadku się wychowałam,
bo obejrzałam go od premiery dziesiątki razy, w kilku znakomitych obsadach. Mimo,
że z czasem obliczony na gust lat 90-tych spektakl szalenie się zestarzał, to
do wielu rozwiązań i tańców miałam ogromy sentyment. Ubogie dekoracje,
krzykliwe kostiumy, skromna obsada mimo wszystko zdobywały raz po raz moje
serce świątecznym urokiem, perełkami choreograficznymi (taniec lalki, duet
Klary i Dziadka z końca I aktu, taniec chiński), świątecznym rozwiązaniem
finału. Jestem pewna, że nowego Dziadka też tak polubię, ale pewnie częściej będę przyprowadzać na niego znajome dzieci, niż dorosłych.

O Katarzyna Gardzina-Kubała

Katarzyna K. Gardzina-Kubała  - Z wykształcenia rusycystka, absolwentka Wydziału Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich na Uniwersytecie Warszawskim (2000) i podyplomowych studiów dziennikarskich na tej samej uczelni (2002), a także Studiów Teorii Tańca na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie (2005 - absolutorium). Z zamiłowania dziennikarka i krytyk muzyczny oraz baletowy. Pracę rozpoczęła w dziale kultury „Trybuny”, przez wiele lat z przerwami była krytykiem muzycznym „Życia Warszawy”. Współpracowała z większością fachowych polskich czasopism muzycznych, czasopismami teatrów operowych w Warszawie i Poznaniu. Publikuje w programach teatralnych do spektakli baletowych oraz w prasie lokalnej, była gościem programów TVP Kultura, n-Premium i TV Puls, Radia Dla Ciebie i Drugiego Programu Polskiego Radia.

Od wielu lat jest członkiem Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery „Trubadur” oraz administratorem baletowego forum dyskusyjnego balet.pl. Na łamach kwartalnika klubowego „Trubadur” opublikowała ponad 3 tysiące tekstów i wywiadów z artystami opery i baletu. W 2008 roku wraz z gronem krytyków tańca podjęła próbę reaktywacji kwartalnika „Taniec”. Autorka ponad stu książeczek-komentarzy do serii oper, baletów i operetek wydanych w zbiorzeLa Scala. W2010 roku opracowała cykl 25 krótkich felietonów z zakresu historii i teorii tańca w ramach kolekcji „Taniec i balet”, wydanej przez wydawnictwo AGORA i „Gazetę Wyborczą”. OD tego samego roku była stałym współpracownikiem magazynu tanecznego „Place for Dance”.

W roku szkolnym 2007/2008 prowadziła cykl zajęć fakultatywnych wg autorskiego programu „Wiedza o operze i balecie” w VII Liceum Ogólnokształcącym im. Słowackiego w Warszawie, jako edukator operowo-baletowy odwiedziła liczne szkoły podstawowe i gimnazjalne z wykładami o sztuce baletowej. Od kilku lat prowadzi wykłady w LO Słowackiego w Warszawie 'Teatr muzyczny i świat mediów". W roku 2010 wspólnie ze Sławomirem Woźniakiem zrealizowała warsztaty poświęcone baletowi w warszawskim OCH-Teatrze.

W latach 2008-2010 pracowała na stanowisku sekretarza literackiego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Zajmowała się redakcją programów do spektakli operowych i baletowych oraz koncertów, redakcją afiszy i publikacji informacyjnych teatru, pisaniem autorskich tekstów do programów oraz redakcją merytoryczną strony internetowej teatru.

Od 2010 jest stałym współpracownikiem Instytutu Muzyki i Tańca. W ramach współpracy przygotowuje noty biograficzne i materiały informacyjne o polskiej scenie baletowej dla portalu taniecPOLSKA [pl], teksty problemowe oraz realizuje wykłady dla dzieci i młodzieży, popularyzujące sztukę tańca – program „Myśl w ruchu” Instytutu Muzyki i Tańca. W latach 2013-14 była członkiem komisji jurorskiej opiniującej spektakle na Polską Platformę Tańca 2014 w Lublinie.

Jest także współautorką serii książek dla dzieci „Bajki baletowe” (Jezioro łabędzie, Dziadek do orzechów, Kopciuszek, Romeo i Julia, Coppelia, Don Kichot, Pulcinella) wydawanych przez Studio. Blok. Prowadziła autorski cykl spotkań z artystami opery i baletu O operze przy deserze w klubokawiarni Lokal użytkowy na warszawskiej Starówce oraz w ramach Fundacji "Terpsychora" spotkania z ludźmi tańca i warsztaty dla dzieci w warszawskiej Galerii Apteka Sztuki. Autorka bloga baletowego „Na czubkach palców”. Obecnie współpracuje z Cikanek film. Sp. z o.o. - dystrybutorem na Polskę transmisji i retransmisji operowych, baletowych, teatralnych i wydarzeń kulturalnych do kin.
Ten wpis został opublikowany w kategorii recenzje i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „O Dziadku do orzechów i Królu Myszy

  1. Iga pisze:

    26 listopada miałam okazję zobaczyć pierwszy raz w TWON przedstawienie ,,Dziadek do orzechów i król myszy”. Najlepiej można wyrobić sobie zdanie oglądając kilka razy to samo przedstawienie. W przeciwnym razie zawsze będzie porównanie z poprzednią wersją, do której się przywykło, lub z innymi znanymi i lubianymi wykonaniami.
    Nowa interpretacja, gdziekolwiek by się jej nie oglądało, jest dla widza poszukiwaniem ciekawszych rozwiązań, bardziej interesujących doświadczeń i bogatszych przeżyć estetycznych.
    Może więc oczarować, zachwycić, zaciekawić, zastanowić, itp. lub wywołać wszystko naraz. Jak na razie, dla mnie – szarego widza, który widział trochę różnych wykonań ,,Dziadka” przez różne teatry, emocje są bardziej jednostronne – zaciekawienie i niekiedy zastanowienie.
    Pomimo, że pierwsze wrażenie dotyczące plusów przedstawienia podzielam z wcześniejszą opinią na łamach niniejszego blogu na temat ,, Dziadka….”, to nasunęło mi się parę sugestii.
    Nowy spektakl kojarzy mi się z fabularną baśnią o charakterze zimowym dla dzieci,
    i z udziałem dzieci.
    I akt z wartką akcją – rodzinny i radosny, z bardzo efektownymi układami tanecznymi, dość bogato eksponuje talenty początkujących artystów. Szeroko rozbudowany udział młodego wykonawcy automatycznie kieruje spektakl do najmłodszego odbiorcy. Z myślą o nim pojawiły się gwizdki, trąbki, odgłosy zabaw dziecięcych. Jak dla mnie, przeszkadzały, zagłuszając piękną muzykę Czajkowskiego, będącej samej w sobie opowieścią. W poprzedniej wersji, interesujące było zakończenie obydwu aktów, ciekawe numery taneczne, nastrój przedstawienia. Duże wrażenie na młodym odbiorcy wywierała scena 8, I aktu z myszami w roli głównej i choreografią idealnie współgrającą z charakterystyczną muzyką. Mam odczucie po jednorazowym obejrzeniu, że myszy występują teraz w tle, marginalnie, od czasu do czasu ospale, niezdarnie snują się tu i tam w ciężkich, misiowatych kostiumach.
    Choć każdy twórca ma jakąś swoją wizję, to pomysł z umieszczeniem akcji w trochę ponurej latarni mnie, jako widza, do końca mnie przekonuje Scenografia monumentalna, moim zdaniem rozpraszała koncentrację na wykonawcach. Dodatkowo, ,,Walc kwiatów” w pstrokatych kostiumach na tle barokowego tła, zamknięty w metalicznej puszce latarni trochę w całości dawał dla oka chaotyczny efekt plastyczny. W drugim akcie milo się oglądało pas de deux z udziałem solistów Maksima Wojtiula i Aleksandry Liashenko.
    Nowy spektakl z oryginalnymi, pomysłowymi rozwiązaniami, innymi niż zazwyczaj się spotykało w różnych interpretacjach ,,Dziadka do orzechów”, widowiskowymi tańcami, może zainteresować, a tempo dynamiczne obecnej wersji, na pewno idzie w parze z oczekiwaniami współczesnego widza.
    Brakowało mi niestety choinki – bardzo przemawiającego w tym przedstawieniu symbolu świątecznego.

  2. Katarzyna Gardzina-Kubała pisze:

    No tak, brak choinki podkresla wielu fachowych i niechachowych „recenezentów”. Wyjasnieniem a być fakt, ze akcje przeniesiono na dzień św. Mikołaja, choc jak ktos nie kupi programu i nie przeczyta streszczenia to na to nie wpadnie, zwłaszcza że w XIX wieku tak sao jak dziś (jak i opisuje to sam Hoffmann w swojej basni) Mikołaj czy inny tajeniczy ktoś w różnych krajach Europy przynosił prezenty w Noc Wigilijną. Owszem, bardziej niz dziś była tez okazja do podarków w imieniny Mikołaja, ale to chyba wprowadza zbytnie zamieszanie. Poza tym Dziadek do orzechów jest jednak traktowany jako balet świąteczny – grany jest w okresie Bozonarodzeniowym i chciało by sie więcej tego nastroju. Ozywiście można tez dodac że w XIX wieku choinki nie były jeszcze tak popularne jak obecnie – wszak to „wynalazek” własnie XIX wieczny i w Polsce, gdzie rozgrywa się akcja obecnej inscenizacji mogły się pojawić nieco później niż w Niemczech, ale jednak baśń wyraźnie wspoina o choince….

    Co do walca kwiatów zupełna zgoda – ozna przezyc mały szok estetyczny kiedy na tle dekoracji magicznej latarni pojawiają sie jeszcze pstrokate dodatkowe draperie i ozdóbki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.