W ciągu ostatnich dwóch tygodni miałam przyjemność kilka razy spotkać się z adeptami sztuki baletu z Michigan Ballet Academy i ich pedagogami podczas tournée tej grupy po Polsce. Amerykańska młodzież wystąpiła kolejno w Świdniku, Wejherowie, Warszawie, Siedlcach, Białymstoku i Łodzi. Ponadto tancerze MBA uczestniczyli w licznych lekcjach baletu (m.in. otwarta lekcja w Świdniku i Białymstoku, lekcje w Gdańskiej Szkole Baletowej, a nawet lekcja z zespołem Polskiego Baletu Narodowego). To musiało być niesamowite przeżycie dla grupki młodych ludzi, którzy wprawdzie poświęcają swój czas, siły i pasję doskonaleniu się w tańcu klasycznym i innych technikach, ale też niektórzy z nich nie byli nigdy w teatrze na spektaklu operowym, czego mogli doświadczyć podczas wolnego wieczoru w Warszawie. W czasie swojej podróży po naszym kraju mieli okazję tańczyć zarówno z amatorskimi zespołami i uczestnikami zajęć baletowych w domach kultury i ogniskach, miłośnikami baletu ze studia baletowego w Warszawie, Caro Dance w Siedlcach, uczniami szkoły baletowej w Gdańsku, jak i z najlepszymi artystami Polskiego Baletu Narodowego. Ale po kolei…
Uczniowie Michigan Ballet Academy przybyli do Warszawy i niemal od razu z samolotu przesiedli się do autobusu do Świdnika, gdzie w gościnnym Miejskim Ośrodku Kultury odbywały się akurat III Wojewódzkie Spotkania Baletowe. Dwudniowe święto baletu w Świdniku to zasługa Anety Komsty, która tę elitarną sztukę z uporem i zacięciem promuje tak skutecznie, że w III Spotkaniach, w formie rywalizacji grup i solistów, wzięło udział ponad 300 dzieci z województwa. Impreza robi olbrzymie wrażenie. Widywałam już podobnego typu rywalizacje w tańcu towarzyskim, który ma swoje konkursy, przeglądy i mistrzostwa, klasy i olbrzymie zaplecze. Widywałam wspaniałe turnieje w tańcach polskich, które niezwykle przemawiają do serca: te malutkie dzieci wykonujące radośnie krakowiaki i z powagą polonezy, te porywające kujawiaki i mazury w wykonaniu młodzieży i dorosłych w strojach wizytowych! Widziałam oczywiście pełne nerwów, napięcia i dążenia do doskonałości konkursy dla uczniów szkół baletowych. Ale rywalizacji dzieci i młodzieży po amatorsku ćwiczących taniec klasyczny i to w takiej ilości – jeszcze nie widziałam. Daleka jestem od zachwycania się maleńkimi „baletniczkami w różowych tiulowych tutu” z powodu samego tylko wyglądu i dziecięcej słodyczy, natomiast zaimponowało mi zaangażowanie dzieci, pedagogów i rodziców w prezentowaniu miłości najmłodszych do baletu. Wiadomo przecież, że występ przed publicznością to tylko zwieńczenie pracy wykonywanej na zajęciach, najpierw, wśród najmłodszych w formie zabawy, potem – wśród starszych – w atmosferze dążenia do dorównania zawodowcom, ale i spełniania marzeń o unoszeniu się na czubkach palców. Wiele dzieci miało dużą swobodę sceniczną, kilka niezłe warunki, które profesjonalne oko od razu mogło wyłowić… No właśnie, zastanawiam się, czemu na takim przeglądzie nie ma choćby jednego pedagoga z pobliskich zawodowych szkół baletowych (Warszawa, może Łódź?), które wszak cierpią na niedobór dobrego narybku, który z czasem mógłby zapełniać polskie sceny baletowe? Zapewne i w innych miastach odbywają się podobne spotkania, nie mówiąc już o koncertach pokazowych prywatnych szkół i ognisk baletowych – zapewne niejeden talent można by tam wyłowić i przynajmniej spróbować przekonać do wstąpienia do zawodowej szkoły…
Podczas świdnickich Spotkań Baletowych młodzi tancerze z MBA wystąpili dwukrotnie. Pierwszego dnia zaprezentowali otwartą lekcję tańca klasycznego poprowadzoną przez Lornę Hernandez Jarvis, asystentkę dyrektora artystycznego Michigan Ballet Academy. Dyrektorem artystycznym MBA jest Nikoloz Makhateli, swego czasu wybitny pierwszy solista baletu Teatru Narodowego w Tbilisi (uczeń Wakhtanga Czabukianiego), obecnie świetny pedagog i choreograf. W Świdniku młodzież z USA pokazała fragment Copland w jego choreografii (zabawną przepychankę trzech zazdrosnych o swe baletowe umiejętności tancerek) oraz pas de six z Marietanki i fragment z Przebudzenia Flory oraz Concerto in Modo Antico w choreografii Eduarda Bablidze, tancerza Polskiego Baletu Narodowego, który całe tournée zorganizował. Co ciekawe, pierwsze próby tej choreografii (do muzyki Andrzeja Panufnika) odbywały się z racji odległości choreografa i wykonawców (Breanna Proseus i Gabriel Rajah) przez… Internet. Mam nadzieję, że ten interesujący duet zobaczymy jeszcze na naszych scenach także w innych wykonaniach, bo to na prawdę bardzo zgrabna i interesująca choreografia. Wszystko to działo się podczas koncertu galowego drugiego dnia pobytu w Świdniku, a w koncercie wzięły też udział dzieci i młodzież ze świdnickiego zespołu baletowego oraz tańca współczesnego (biorące dzień wcześniej udział w przeglądzie) i tancerze PBN Ana Kipshidze i Eduard Bablidze oraz ich córeczka Elene, która wykonywała solo Umierającego łabędzia oraz własną choreografię w technice hip-hop.
Nie opiszę tu całego pobytu grupy z Michigan Ballet Academy, bo nie towarzyszyłam im w całym tournée, jedynie w Świdniku i Wejherowie, gdzie wystąpili na scenie Wejherowskiego Centrum Kultury podczas bardzo dobrze przyjętego wieczoru baletowego, znów wraz z Aną Kipshidze i Eduardem Bablidze oraz bardzo utalentowaną uczennicą gdańskiej szkoły baletowej Wiktorią Patok. Nie będę opisywać poszczególnych występów każdego z uczestników. Zresztą więcej o całym pobycie MBA można przeczytać na ich blogu tutaj. Chcę natomiast podkreślić, że choć młodzi tancerze z MBA reprezentowali różny poziom techniczny i mają też różne warunki, to zaimponowali mi jednym: wysokim poziomem profesjonalizmu, rzec można zawodowego. Zawsze w skupieniu odbywający lekcje (w najróżniejszych warunkach) i zawsze gotowi do występu, przygotowani, czekający w kulisach na swoje wyjście. Oni po prostu bardzo dużo występują, to dla nich nie pierwszyzna, nie trzeba ich pilnować, ustawiać, trzymać za rączkę. I choć u siebie występują na nie tak profesjonalnych scenach, jak mieli okazję w Polsce (choć i tu różnie było i np. trzeba było zmieniać układ koncertu ze względu na niewielkie rozmiary sceny), to są pod tym względem profesjonalistami.
Najlepiej widać to było podczas finałowej gali baletowej w Teatrze Muzycznym w Łodzi, gdzie uczniowie MBA wystąpili u boku Yuki Ebihary, Vladimira Yaroshenki, Maksima Woitiula i Chinary Alizade oraz Eduarda Bablidze z Polskiego Baletu Narodowego. Podczas dziesięciodniowego pobytu w Polsce dwie dziewczynki – Breanna Proseus i Maria Bellamy przygotowały wariacje z grand pas z Don Kichota (które wykonały towarzysząc solistom PBN) a Corinne Jarvis pas de deux z II aktu Jeziora łabędziego w duecie z Eduardem Bablidze. Eteryczna i drobna Juliana Ball zatańczyła natomiast Umierającego łabędzia Fokina. Tu też nareszcie mogłam już jako widz obejrzeć fragment z Markietanki, tak archaiczny i uroczy, że chciałoby się zobaczyć cały ten zapomniany balecik. Podziwiałam także amerykańską młodzież w Humoresce do muzyki Haydna, Song for Viola i solo Carmen w choreografii Nikoloza Makhatelego. Warszawscy tancerze zaskoczyli mnie i zachwycili w kilku fragmentach klasycznych, ale i współczesnych baletów. Do tej pory nie było wielu okazji, aby podziwiać na stołecznej scenie nową pierwszą solistkę PBN Chinarę Alizade. W Łodzi pokazała się jako Aurora w pas de deux z Maksimem Woitiulem (niesamowicie uważne i eleganckie partnerowanie!) oraz w walcu cis-moll z Chopiniany. Zwłaszcza ten drugi duet wypadł doskonale – przepojony ulotnym wdziękiem baletu romantycznego, ale bez jego XIX-wiecznej ckliwości. Oboje tancerze byli niezrównani, byli ucieleśnioną muzyką, nie zapominający o żadnym wdzięcznym szczególiku choreografii Fokina. Yuka Ebihara i Vladimir Yaroshenko także zatańczyli dwa fragmenty: najpierw finałowy duet z Tristana Krzysztofa Pastora, a na zakończenie gali grand pas de deux z Don Kichota z towarzyszeniem uczennic z MBA. Byli fenomenalni! W duecie z Tristana może nie tak plastyczni i gwałtownie namiętni jak inni wykonawcy tych ról na naszej scenie, ale jakoś po ludzku prawdziwi i przekonujący, działający na uczucia widza. W Pas de deux, biorąc pod uwagę, że tańczyli na dużo mniejszej, obcej scenie, pokazali prawdziwą klasę i wirtuozerię. A przy tym – nie wiem dlaczego – wydawało mi się, że nigdy nie zatańczyli tego równie spontanicznie i popisowo, z prawdziwa radością i na krawędzi ryzyka, jak właśnie powinno się tańczyć partie Kitri i Basilia. Był też w tym wieczorze moment głęboko poruszający, zupełnie nie-galowy, ale tak doskonale zamykający pierwszą część wieczoru, że jednocześnie dziwnie tu pasował. Solo Gebet z baletu Kurt Weill Krzysztofa Pastora zawsze mnie zachwycało i bardzo żałowałam, że umieszczone na początku spektaklu potem, pod natłokiem kolejnych scen i multimediów gdzieś niknie. Tu, w wykonaniu Maksima Woitiula stało się porywającym koncertem ciała i umysłu, głęboko duchowym, ale i estetycznym przeżyciem. Zresztą – jak doniosła mi Lorna Jarvis – uczniowie MBA byli pod ogromnym wrażeniem tańca naszego pierwszego solisty.