Ponieważ lata temu popełniłam dość udany esej wprowadzający w książeczce towarzyszącej nagraniu baletu Spartakus w serii płyt DVD „La Scala” pozwalam sobie teraz przytoczyć go tutaj, jako słowo wstępne do recenzji londyńskiego spektaklu tego baletu w wykonaniu baletu Teatru Bolszoj.
„Choć Spartakus, w przeciwieństwie do XIX-wiecznych rosyjskich baletów klasycznych nie podbił całego świata, niewątpliwie należy do arcydzieł tej sztuki. Sama kompozycja Chaczaturiana, którą twórca określił jako napisaną współczesnym językiem muzycznym, we współczesnym rozumieniu formy muzyczno-teatralnej, porywa pięknymi melodiami, zawartą w niej energią i barwną instrumentacją.
Libretto na podstawie kronik rzymskich opracował Nikołaj Wołkow. Balet miał odzwierciedlać najważniejsze idee komunizmu: walkę o wolność uciemiężonych ludów i klas społecznych. Spartakus był doskonałym ucieleśnieniem takiej właśnie walki. Chaczaturian twierdził zresztą: W sztuce teatralnej i filmowej, pociągają mnie, jako kompozytora, obrazy heroiczne, „prawda namiętności”, wielkie konflikty społeczne. Skomponował prawie trzy godziny muzyki pełnej patosu, opartej na motywach marszowych, ale również egzotycznych i orientalnych tańcach. Do najbardziej wzruszających, a jednocześnie najbardziej znanych fragmentów partytury należy liryczny temat obrazujący miłość Frygii i Spartakusa. Obok niego w ucho wpada marszowy taniec Spartakusa i triumfalne wejście rzymskich legionów. Muzyka w zależności od ilustrowanej sceny skrzy się bogactwem, uderza mocą, wybucha zgniłkiem bitwy lub wesołej zabawy ucztujących Rzymian.
Baletowy Spartakus przybierał różne postaci i kształty sceniczne. Premierowa leningradzka realizacja z 1956 roku w choreografii Leonida Jakobsona nie spotkała się ze szczególnie ciepłym przyjęciem ani publiczności, ani krytyki i nie miała długiego żywota. W Moskwie ten sam temat opracował w 1958 roku Igor Mojsiejew, lecz i to ujęcie nie znalazło uznania widzów, a może władz. Dopiero w 1968 roku premiera w choreografii Jurija Grigorowicza wprowadzająca tak do układu muzyki, jak i libretta liczne zmiany, dała Spartakusowi sceniczne życie i poklask. Przeważają w niej wielkie sceny zbiorowe z udziałem głownie męskiego corps de ballet i pełne patosu solówki Spartakusa. Właśnie ta wizja losów słynnego Traka najmocniej zapisała się w pamięci i wyobraźni kolejnych pokoleń baletomanów.
Od tej pory powstało kilkanaście wersji Spartakusa, choreografowie mniej lub bardziej podążali za ujęciem Grigorowicza, wprowadzając swoje korekty do układu partytury lub drobnych zmian w libretcie opowiadającym o dostaniu się Traka Spartakusa i jego żony Frygii do niewoli rzymskiej, przeżyciach Spartakusa w szkole gladiatorów, buncie i ostatecznej przegranej zakończonej śmiercią wodza niewolników. Na polskiej scenie Spartakus pojawił się w Warszawie w 1968 roku w choreografii Jewgienija Czangi. Próby muzyczne obserwował sam Aram Chaczaturian, który wg słów Antoniego Wicherka, szefa muzycznego przedstawienia, miał właściwie tylko jedno zastrzeżenie: że orkiestra wciąż gra za wolno. Ostatecznie jednak kompozytor gorąco chwalił warszawską premierę, a w wyobraźni warszawskich widzów postać Spartakusa przybrała na długo rysy wspaniałego tancerza Gerarda Wilka. Spartakus był także prezentowany we Wrocławiu i Gdańsku, ponownie w Warszawie w ujęciu choreograficznym Emila Wesołowskiemu, a ostatnio, w 2017 roku w Łodzi w choreografii Kiriłła Simonowa”.
***
W Londynie Bolszoj zaprezentował Spartakusa w choreografii Jurija Grigorowicza, który to spektakl baletomani na całym świecie znają z nagrań telewizyjnych i wideo z udziałem Władimira Wasiliewa (pierwszy Spartakus w tej inscenizacji), Irka Muchamiedowa (lata 80-te) czy ostatnio dzięki transmisji kinowej z Moskwy w wykonaniu Aleksieja Łobuchina (2013). Miałam też okazję zobaczyć Spartakusa w wykonaniu moskiewskiego baletu w Warszawie podczas gościnnych występów w 2000 roku (pokaz zamknięty). W Royal Opera House wybrałam obsadę, której nie widziałam, choć zestaw ze wspomnianym Łobuchinem lub Swietłaną Zacharową w roli Eginy kusił! W przedstawieniu granym o godz. 14 (swoją drogą, ależ ten zespół ma kondycję, żeby tańczyć Spartakusa dwa razy dziennie – drugi spektakl był o 19.30) w głównych rolach wystąpili: Igor Cwirko jako tytułowy Spartakus, Margarita Szrajner jako Frygia, Rusłan Skworcow jako Krassus i Jekaterina Krysanowa jako Egina. Wszystkich tych solistów można było w ostatnich latach doskonale poznać dzięki transmisjom kinowym z Bolszoj, bo występowali w nich często, a już ostatni sezon należał bez wątpienia do młodej Margarity Szrajner, która w błyskawicznym tempie awansowała (nota bene po poprzednich występach zespołu w Londynie) i wykonała kilka dużych partii w transmitowanych spektaklach, jak Coppelia, Płomień Paryża czy Dziadek do orzechów.
Oczywiście większość uwagi skoncentrowana była na postaci Spartakusa. W porównaniu do oglądanych przeze mnie poprzedników Igor Cwirko, choć należy do tancerzy atletycznych i gwiazd Bolszoj, wciąż wydaje się raczej młodzieńczym Trakiem, pełnym temperamentu, ale też pewnej naiwności i subtelności w scenach miłosnych z Frygią. Prawdziwą ozdobą wykonywanej przez niego partii są liczne przekątne (diagonal) z całą gamą wirtuozowskich, ekwilibrystycznych skoków, które tancerz wykonał z wielką energią i bardzo wysoko. Bez tego rola Spartakusa nie istnieje i choć dawni wykonawcy byli zachwycający i zadziwiający, to porównując stare nagrania do współczesnych popisów można zauważyć, jak przesunęły się granice technicznej wirtuozerii w męskim tańcu – szpagatowe skoki dawno przestały być wyłącznie domeną pań i w choreografii Grigorowicza mężczyźni wykorzystują swoje niezwykłe możliwości na sto procent, pozostając przy tym wcieleniem męskości. Poza technicznymi możliwościami Igor Cwirko posiada też sceniczna charyzmę, która pozwala mu zaistnieć w rolach „prawdziwych facetów”. Nie wiem jak poradziłby sobie w emplois księcia, ale jako Spartakus zdobył mój i nie tylko mój gorący aplauz.
Igor Cwirko jako Spartakus, fot. Mikhail Logvinov
Nie można tego powiedzieć o Rusłanie Skworcowie, który jest już uznanym i długoletnim solistą moskiewskiej sceny, ale zdarzają mu się występy niespecjalnie udane i niestety ten właśnie, w roli Karssusa do takich należał (choć publiczność bardzo go oklaskiwała). O ile jedno potknięcie i niezbyt fortunną podpórkę na dłoni można złożyć na karb przypadku, bo każdemu może się zdarzyć, to cała kreacja Skworcowa wypadła po prostu blado – Spartakus nie znalazł w nim godnego przeciwnika. W skokach, a Krassus ma niemal równie trudne zadanie co przywódca niewolników, widać było wysiłek, a w grze aktorskiej zabrało zdecydowania i tej zimnej pogardy, która jest cechą charakterystyczną rzymskiego wodza. Oczywiście trudno mówić o nieudanym występie, ale oczekiwania miałam ustawione dużo, dużo wyżej.
Wspaniałe były obie solistki: Margarita Szrajner i Jekaterina Krysanowa. Skąd u Szrajner taka dojrzałość interpretacyjna? Wiem, że w Bolszoj nad partiami pracuje się z utytułowanymi byłymi tancerzami-pedagogami, którzy przekazują wszelkie niuanse wykonania partii, także aktorskie, ale to trzeba jeszcze wewnętrznie przeżyć – a ta ostatnia scena, w której Frygia opłakuje zabitego Spartakusa była wstrząsająca. Sprawność techniczna Margarity Szrajner budzi prawdziwy podziw, choć w dwóch miejscach w ekwilibrystycznych podnoszeniach z Igorem Cwirką było jeszcze trochę asekuracyjnie, a jedno nie do końca wyszło. Inna sprawa, że Grigorowicz żąda tam przekroczenia wszelkich granic, nie tylko ludzkich możliwości, ale i zwykłego bezpieczeństwa…
Jekaterina Krysanowa od dawna należy do moich ulubienic – to tancerka, która pozornie ma i nie ma idealnych warunków dla baleriny: jest bardzo szczupła, ale w jakiś taki chłopięcy sposób, a jej charakterystyczną i ujmująca buzię z wyrazistymi ustami i lekko skośnymi oczyma trudno nazwać klasycznie piękną. Ma jednak niesamowity wdzięk, osobowość, ogniki w oczach, cudowne długie nogi i nienaganna technikę. Idealna do roli Eginy, tyleż wirtuozowskiej, co kuszącej. Scena, kiedy Egina uwodzi pasterzy z armii Spartakusa tańcząc z nimi, a potem z tyrsem należy do najbardziej erotycznych scen baletowych, jakie widziałam. Zdecydowanie tym razem to Egina – kusicielka przyćmiła i pokonała swego kochanka i władcę – Krassusa.
Jednak Spartakus to nie tylko soliści w czterech głównych rolach (znakomici byli też trzej Pasterze, w tym wspomniany w recenzji z Jeziora łabędziego Aleksiej Putincew), ale również a może nawet przede wszystkim zespół w licznych przemarszach wojsk rzymskich i powstańczych, żywiołowych scenach bachanaliów, dostojnej i pięknej scenie tańca rzymskich patrycjuszy i szaleńczych pląsach pasterzy. Powiedzieć, że zespół baletu Bolszoj jest w tym doskonały, to nic nie powiedzieć. Niemal po każdej takiej scenie, choć przecież i spektakl, i możliwości Bolszoj znam doskonale, trącałam się łokciami z przyjaciółką, z którą oglądałam przedstawienie i z zachwytu brakowało nam słów. Rzeczywiście , choć radziecki Spartakus, choć, jak napisał któryś z londyńskich krytyków, nie jest odkrywczym arcydziełem, nadal robi niesamowite wrażenie i widz niemal nie zauważa, jak mijają trzy bite godziny tanecznych popisów. Oczywiście niesie też muzyka Chaczaturiana i choć jej podstawowe motywy kilkukrotnie się powtarzają (motyw Spartakusa, motyw miłości Traka i Frygii, motyw wojsk rzymskich czy powstańczego zrywu), to bogata instrumentacja i żywiołowość tańców zaczerpniętych z folkloru Armenii, Gruzji i Azerbejdżanu niezwykle ożywiają ten balet.
PS. Poza dwoma spektaklami baletowymi w wykonaniu zespołu Teatru Bolszoj obejrzałam również spektakl teatralny, komedię Jak się wam podoba Szekspira w zrekonstruowanym teatrze Szekspirowskim The Globe i każdemu polecam to doświadczenie, nawet jeśli niemal nie zna angielskiego. Bilety na miejsca stojące jak to było w czasach samego Szekspira, tuż pod sceną można kupić za jedyne 5 funtów, a wrażenia – niezapomniane!