Jeszcze mnie „trzęsie” po seansie filmu Matylda na festiwalu Sputnik nad Polską. Taki stan jest najlepszy do pisania wpisu na bloga, bo w przeciwieństwie do rzetelnej recenzji prasowej, nie trzeba hamować emocji ani silić się na zrównoważony sąd. Choć podejrzewam, że w tym przypadku niewiele by pomogło, co najwyżej forma mogłaby być bardziej elegancka. Ale ja nie chcę się hamować. Miałam wprawdzie przekonanie, że to jest tak złe, bezsensowne i głupie filmidło, że w ogóle nie powinnam mu poświęcać miejsca na blogu ani nigdzie indziej. Przekonała mnie znajoma, także żywo zainteresowana tańcem, która wyraziła obawę, że „ludzie mogą uwierzyć w to, co tu pokazano, będą myśleć, ze tak było”. Więc dobrze by było choć w jednym miejscu zaznaczyć i podkreślić, że nie – tak nie było, niemal nic, co pokazano w filmie, nie jest prawdą, więc obraz Matylda należy traktować tylko i wyłącznie jako historical fiction, nie poznawać przezeń ani historii Rosji, ani baletu, ani tym bardziej historii romansu (tak, bo romans był, dziś nazwalibyśmy to po prostu związkiem) następcy tronu Mikołaja (Niki) i tancerki carskich baletów Matyldy Krzesińskiej.
To właściwie – istnienie tego romansu i imiona i tytuły głównych bohaterów – to właściwie jedyny związek scenariusza filmu z prawdą historyczną. Co najzabawniejsze, to nie odstępstwa od znanych faktów historycznych, ale ukazanie romansu carewicza z Matyldą było powodem kontrowersji, jakie obraz wywołał w Rosji, do palenia samochodów członków ekipy filmowej i gróźb karalnych pod adresem kin włącznie. Tymczasem głównym pytaniem powinno być: po co władze Rosji (bo one były głównym sponsorem filmu jako towaru eksportowego) wyłożyły mnóstwo pieniędzy na film, który z Rosją i jej historią nie ma niemal nic wspólnego? Czemu to ma służyć? Publicysta „Polityki” twierdził np. że film ten ma pokazać ludzką twarz Rosji Romanowów i carską rodzinę jako taką samą, jak zachodnie dynastie europejską, rodzinę. Przykryć wyzysk, pańszczyznę, zacofanie, bród, smród i ubóstwo tamtej przedrewolucyjnej Rosji. Nic takiego w Matyldzie nie znajduję. Rodzina Romanowów, jak każda rodzina obarczona brzemieniem odpowiedzialności za losy kraju jest dysfunkcyjna, liczy się tylko dziedzictwo i utrzymanie pozorów samodzierżawia, co uniemożliwia zakochanemu następcy tronu pójście za głosem serca, choć film wielokrotnie pokazuje, jak Niki tę możliwość rozważa, a nawet prawie podejmuje decyzję zrzeczenia się tronu dla ukochanej kobiety.
Sądząc według źródeł historycznych, pamiętników samej Matyldy (prawdopodobnie mocno przez nią samą ocenzurowanych) i listów Mikołaja oraz jego notatek, być może carewicz był bliski rezygnacji z tronu, ale wpojone od dziecka zasady, poczucie obowiązku i wrodzona nieśmiałość ostatecznie do tego nie dopuściły. Bliskie prawdy jest natomiast pokazana w filmie: dominacja nad synem niechętnego jego małżeństwu z niemiecką księżniczką Alix ojca, cara Aleksandra, siłacza, który w ręku giął żelazne sztaby oraz (mniej jednak niż w filmie oczywiste) podsunięcie Mikołajowi Krzesińskiej jako dobrej kandydatki na kochankę. Tu źródła są zgodne: car z rodziną jak co roku był obecny na koncercie dyplomowym klasy Matyldy Krzesińskiej w petersburskiej szkole baletowej i podczas gratulacji zwrócił na nią uwagę, a na tradycyjnym obiedzie później posadził młodziutką adeptkę baletu koło Nikiego. Matylda zanotowała, że tego dnia się zakochała…
Wciąż zadaję sobie pytanie, czy ta historia nie była dość ciekawa i nietypowa dla twórców filmu? Była niewystarczająca? Dlaczego np. Brytyjczycy mogą robić filmy i seriale o swoich królach, ich dramatach, smutkach i radościach, romansach i małżeństwach pokazując jednocześnie realia epoki, dworską etykietę, świat inny od naszego? Tymczasem Rosjanie, przynajmniej w Matyldzie, bo wcześniej takiej niefrasobliwości u nich nie zauważyłam, każą carewiczowi i petersburskiemu dworowi zachowywać się jak bandzie współczesnych bohaterów filmu „zabili go i uciekł”. W związku z tym bohaterowie biegają w bieliźnie albo i bez, nie przejawiają za grosz wstrzemięźliwości w reakcjach w miejscach publicznych (młody car wyskakujący z pociągu i obściskujący się z kochaną na peronie na oczach orkiestry wojskowej), o jakiś tajemniczych mordercach, służbach bezpieczeństwa przetrząsających mieszkanie Krzesińskiej i innych dramatycznych zwrotach akcji nie mówiąc. Wyjaśniam więc: Matylda Krzesińska choć była oczywistą, ale nieoficjalną kochanką carewicza, nie bywała w pałacach carskich, to carewicz, by się z nią spotkać przybywał do niej, najlepiej na oddaloną od miasta daczę, lub do pałacyków znajomych. Matylda nie tańczyła w gołym biustem na scenie, ani przez przypadek, ani bez przypadku, bo ze względu na kostiumy tamtej epoki nie było to możliwe. Matylda nie wkradła się na scenę podczas spektaklu baletowego z okazji koronacji cara i nie zatańczyła głównej roli, której jej odmówiono, ale owszem – zwróciła się z prośbą do Nikiego i car interweniował: kazał obsadzić Matyldę przedstawieniu, specjalnie dla niej dodano rolę „żółtej perły”. Matylda nie wdzierała się oczywiście do cerkwi w Moskwie podczas koronacji Mikołaja II i car nie mdlał na jej widok. Prawdopodobnie też nie spotkała się nigdy z carycą Aleksandrą, żoną Mikołaja, poza sytuacjami, kiedy tancerka występowała na scenie, a caryca siedziała w loży. Źródła twierdza również, że po ślubie cara nigdy już go nie spotkała się, nawet w sytuacjach oficjalnych, a wszelkie supliki do cara o interwencję Matylda zanosiła przez pośredników. Generalnie, choć ludzie byli wówczas tacy sami, jak dziś (co stara się udowodnić film, aby „dotrzeć do współczesnego widza”), to zachowania były dużo bardziej skonwencjonalizowane, wiadomo było, co komu wypada, lub nie wypada, co wolno, czego nie wolno i jakie są reguły gry. Namiętności może i szalały, ale pod płaszczykiem etykiety i konwenansów.
Ponieważ to blog o balecie, a film opowiada historię (mocno fikcyjną) tancerki polskiego pochodzenia, wróćmy do tańca samego. Nie wiem, dlaczego w sprawach pokazania samej sztuki baletowej w tym filmie wykazano się równą niedbałością o prawdę historyczną, co w stosunku do samego przebiegu zdarzeń. A wszak Rosjanie jak nikt pielęgnują tradycję baletu klasycznego i dosłownie w oczach mają najbardziej znane sceny z XIX-wiecznych baletów i kostiumy balerin z carskich teatrów uwiecznione na rycinach i fotografiach z epoki? Tymczasem w filmie tylko pierwsza scena, w której tancerki są kolejno fotografowane, a urzędnicy carscy oglądają je, niby niewolnice na targu oraz sceny w sali baletowej jako tako oddają prawdę historyczną, jeśli chodzi o kostium i realia. Najbardziej zastanawia mnie, po co do sceny z niezachowanego baletu koronacyjnego „Perła” wprowadzono kostiumy tancerek świecące jakby maleńkimi diodami. Wiele cudów znał XIX-wieczny teatr, ale takiego nie… Nie mogłam też patrzeć na współczesne pointy, w których tańczą w filmie baletnice i sama Matylda. Nie wadziłoby to tak bardzo – ostatecznie ilu widzów zwróciło by na to wagę – gdyby nie duża ilość zbliżeń na taneczne pantofelki balerin. Trudno ocenić, bo nie zachowały się zdjęcia Matyldy czy innych tancerek w strojach ćwiczebnych, ale na pewno nie ćwiczył one w czarnych trykotach obciskających ciało, jak to pokazane jest w filmie, gdy Matylda ćwiczy w domu 32 fouettes. Samo 32 fouettes nie było też aż takim fetyszem, a Matylda raczej nie współzawodniczyła w tej mierze z Pieriną Legnani, która jako pierwsza wykonała je na carskiej scenie (a w filmie pokazana jest dość…frywolnie). Wszystko to razi tym bardziej, że w filmie pojawiają się prawdziwe wnętrza Teatru Maryjskiego, Peterhofu i Ermitażu (lub innych carskich rezydencji). Wygląda na to, że Matylda aspiruje raczej do seriali typu Dynastia Tudorów, w którym wydarzenia i emocje podkolorowywano, a obok w miarę wiernych historycznie kostiumów pojawiały się stroje dość fantazyjne i, nie mające nic wspólnego z czasem akcji, XIX-wieczne karety…
Tylko nadal nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, po co do tak fascynującej historii romansu władcy i baletnicy, na styku dworu i teatru, na tle ważnych wydarzeń historycznych, na tle tak wdzięcznym dla kina, trzeba było dodawać banalne i wulgarne wątki tajemniczego oficera-szaleńca zazdrosnego o Matyldę, szarlatana – niemieckiego doktora wróżącego z krwi i wywołującego duchy oraz wyduszającego zeznania przez podtapianie… I czy trzeba było z Alix robić taką zołzę? To już więcej prawdy o Nikim i Matyldzie oraz Alix jest w warszawskim Jeziorze łabędzim…