Wręczam „Złote Czubki” po raz pierwszy! Uprzedzając ewentualne zapytania i kontrowersje, jakie zawsze budzą wszelkie nagrody i werdykty, pozwolę sobie zaznaczyć, że to nagroda tak subiektywna, jak to tylko możliwe, związana z tym blogiem i osobą blogerki, która ogląda to, co ją zainteresuje i zaciekawi, gdzie jest w stanie dojechać i na co ją stać. Nie jest to więc żadne podsumowanie sezonu, a jedyną osobą zgłaszającą kandydatury do wszystkich kategorii (sama sobie), a potem wydającą werdykt ostateczny jestem ja. To miła okazja do sięgnięcia do wspomnień z minionych miesięcy i uświadomienia sobie, kto i co tak na prawdę wywarło na mnie największe wrażenie. nagroda ta jest też forma zabawy, bo nie ma żadnego wyrazu materialnego czy wartościowego – jest jak blog – wirtualna.
Najlepsza tancerka sezonu 2017-18
Natsuki Katayama – koryfejka, balet Opery Wrocławskiej
O tej artystce pisałam TU i TU. Już w roli – wprawdzie rozbudowanej, ale jednak drugoplanowej – pani Kapulet zwróciła moją uwagę nie tylko znakomitą techniką i żywiołowością, ale także wyrazem artystycznym. To jak ta artystyka istnieje na scenie jest niezwykłe! We wspomnianym Romeo i Julii jej Pani Kapulet otrzymała wspaniałą rolę nie tylko do odtańczenia (brawurowe partnerowane i solo piruety!), ale i odegrania. Jej stosunek do córki – wieloznaczny, raz szorstki, raz czuły, jej rozpacz po śmierci Tybalta, który był chyba dla niej więcej niż kuzynem – były wyraziste, a nie przerysowane, zaciekawiające, bogate w niuanse. A jej wykonanie roli Kobiety w Koncert fortepianowy f-moll w choreografii Emila Wesołowskiego zwyczajnie mnie porwało. W tym sezonie wiele artystek baletu, utytułowanych, gwiazd naszych scen baletowych oraz młodych debiutantek, stworzyło świetne kreacje sceniczne, ale uznałam, że chcę uhonorować to wrażenie i tę sceniczną swobodę Natsuki Katayamy.
Won June Choi (Tybalt) i Natsuki Katayama (pani Kapulet), fot. Marek Grotowski
Najlepszy tancerz sezonu 2017-18
Kristóf Szabó – solista, Polski Balet Narodowy
O Kristofie pisałam wielokrotnie, a ten sezon (choć awans na stanowisko solisty otrzymał w poprzednim) można nazwać przełomowym w jego dotychczasowej karierze. Artysta zatańczył znakomicie dwie ważne premierowe role w Świteziance (Strzelec) i Damie kameliowej ( Armand, III premiera), a także wiele mniejszych z nowego i dawniejszego repertuaru. To, jak przykuwa uwagę osób widzących go po raz pierwszy na scenie sprawdziłam już na wielu widzach, mam zatem pewność, że nie jest to tylko moje subiektywne odczucie. A dlaczego tak się dzieje? Wyśmienita technika, jest u artysty tylko środkiem do celu, nie jest nigdy eksponowana, ale jest czymś naturalnym, podczas, gdy na plan pierwszy wysuwa się kompletna pod względem artystycznym interpretacja, w której znaczenie ma wszystko – najmniejszy gest, spojrzenie, tupnięcie, wysunięcie stopy. Entuzjazm, jaki budzi jako wykonawca tańca węgierskiego w Jeziorze łabędzim potwierdza zaś, że nie ma małych ról, gdy wykonują je wielcy artyści.
Kristóf Szabó (Armand) i Chinara Alizade (Małgorzata) w Damie kameliowej, fot. Ewa Krasucka/Teatr Wielki-Opera Narodowa
Najlepszy choreograf sezonu 2017-18
Robert Bondara
Niezwykle chwaliłam Świteziankę Roberta Bondary w PBN (recenzja TU) oraz Medeę, a zwłaszcza Szeherezadę w Operze Śląskiej w Bytomiu – TU. Do wybitnych osiągnięć choreografa w tym sezonie dodałabym reżyserię i choreografię opery (!) Legenda Bałtyku w Teatrze Wielkim w Poznaniu, która z tego trochę zapomnianego choć wartościowego dziełka uczyniła naprawdę interesujące i piękne widowisko. Pod koniec sezonu w ramach jubileuszowych warsztatów Kreacje w PBN Bondara po raz kolejny wykorzystał szansę na eksperymentowanie z tańcem, przestrzenią i innymi możliwościami sceny i tym razem skorzystał także z możliwości ruchu tancerzy w pionie, ale nie za pomocą skoku… Jakby dla przypieczętowania tych osiągnięć w maju tego roku Robert Bondara został laureatem jednej z trzech głównych nagród wielostopniowego II Konkursu Młodych Choreografów Klasycznych i Neoklasycznych w Bordeaux – Prix de Biarritz, gdzie zaprezentował fragment swej dawniejszej pracy dla PBN – Persony.
Szeherezada na scenie Opery Śląskiej, fot. Krzysztof Bieliński/Opera Śląska
Najlepszy spektakl baletowy sezonu 2017-18
Dama kameliowa Johna Neumeiera – Polski Balet Narodowy
Bardzo dokładnie recenzowałam premiery Damy kameliowej TU i w „Ruchu Muzycznym”. Nazwać ją baletem to za mało, jak również nazwać ją spektaklem, sztuką, czy widowiskiem, choć jest i jednym, i drugim, i trzecim na raz. Jest sceniczną wizją opowieści o Armandzie i Małgorzacie, jest sztuką totalną, w której taniec, ruch, ale i gra aktorska, której w tym wypadku i tańca i ruchu oddzielić nie sposób, i kostiumy, i scenografia, i oświetlenie, i wreszcie, a może przede wszystkim muzyka, składają się na dzieło totalne i na wzruszenie przejmujące. Nie chodzi tylko o to, że historia Damy kameliowej nas wzrusza i łamie nam serca, wyciska łzy… ona powoduje katharsis wyższego rzędu, nie dlatego, że jest smutna, ale dlatego że jest trafiająca wprost do serca. Pisałam o tym, że zespół PBN, choć zachwycił w premierze Damy, nie wykonał jej idealnie. Ale jest zadaniem sztuki jest poruszać nasze czulsze struny, odrywać od rzeczywistości, mówić nam o niej coś ważnego, ale coś subtelniejszego, bardziej nadrzędnego niż to, co powodują codzienne małe sprawki i kłopoty, to Dama kameliowa Neumeiera w wykonaniu warszawskiego baletu jest SZTUKĄ.
Yuka Ebihara i Wojciech Ślęzak w Damie kameliowej, fot. Ewa Krasucka / Teatr Wielki – Opera Narodowa