Wieczór polski w Operze Wrocławskiej

Wieczory baletowe źle się sprzedają. Tak zwana szeroka publiczność zawsze będzie wolała obejrzeć pełnospektaklowy balet z akcją lub choćby jej zarysem, niż dwie-trzy skromniejszych rozmiarów choreografie. Ten stereotyp udało się już kilkakrotnie na naszym polskim gruncie przełamać Polskiemu Baletowi Narodowemu, kiedy to na spektakl złożony z trzech (!) choreograficznych interpretacji Święta wiosny nie można było wściubić szpilki, a na składankę Chopiniana – Bolero – Chroma próżno było szukać wolnych biletów. Mam nadzieję, że w Operze Wrocławskiej będzie tak z przedstawieniem o, niestety mało zachęcającym, tytule Wieczór polski, bo z całą pewnością sobie na to zasłużył (liczę zresztą, że podobnie będzie z repertuarową perełką, wieczorem baletowym Eufolia / Ambulo, który dotychczas prezentowany był tylko w ramach Festiwalu Oper Współczesnych). W najnowszej premierze baletu Opery Wrocławskiej, zamykającej również dwuletnie kierowanie tym zespołem przez Magdalenę Ciechowicz i Jacka Tyskiego (choreograf-rezydent), znalazły się obok siebie prace dwojga wybitnych, zasłużonych twórców, którzy w dużej mierze ukształtowali ostatnie 30 lat polskiej choreografii: Teresy Kujawy i Emila Wesołowskiego. Exodus Kujawy do muzyki Wojciecha Kilara to wznowienie baletu z 2001 roku, natomiast Koncert fortepianowy f-moll Fryderyka Chopina tanecznie zinterpretowany przez Wesołowskiego to premiera.

Gdy podniosła się kurtyna i zabrzmiały pierwsze takty Koncertu fortepianowego Chopina pomyślałam sobie (przyznaję), że chyba niemożliwe, aby Emil Wesołowski zaserwował nam na wrocławskiej scenie powtórkę ze swoich, skądinąd brawurowych, Powracających fal (premiery: Warszawa 1997 i Poznań 2003, z muzyką Mieczysława Karłowicza) do innej muzyki. A jednak wszystko na to wskazywało: tak dobrze mi znane stół i dwa krzesła i Ona, samotna kobieta, oczekująca przy tym stole na Niego, mężczyznę, który powraca i odchodzi, i znów powraca. Ona spazmatycznymi wyrzutami nóg, stawianiem stóp z pięty, uporczywym krążeniem wokół stołu i przestawianiem krzeseł daje wyraz swojej frustracji i tęsknocie. Gdy On się pojawia, Kobieta rzuca się na niego całym swoim ciężarem, owija się wokół partnera, ciągnie do stołu, zachęca i usługuje. Znam te sekwencje – pomyślałam, a zaraz potem – o nie, to jest nowe, i to akrobatyczne partnerowanie i ten skok… ale emocja ta sama: niemy szloch odtrącanej Kobiety i brutalność znudzonego, a może sfrustrowanego Mężczyzny też. I w dodatku jako to nagle pasowało do muzyki Chopina! Niesamowite. Jednak zaskoczenie miało dopiero nadejść, bo i z obsady, i z rozmiaru dzieła muzycznego jasno dla mnie wynikało, że „powtórka” z Powracających fal jest tylko pozorna i coś musi zadziać się dalej. Zwłaszcza, że w balecie do muzyki Karłowicza pojawiały się dwa istotne elementy scenograficzno-inscenizacyjne, których tu nie było widać: zatrzask pułapki zamontowany na stole, którym Ona chce uwięzić Jego, oraz lampy, które w finale zdesperowana Kobieta uderzała pięścią. We Wrocławiu tego nie ma, ale inne elementy scenografii – dwa różne zestawy stołu i krzeseł oraz zasłony w domniemanym oknie pełnią równie ważną, a może nawet ważniejszą funkcję, której nie będę zdradzać. Pojawia się nawet motyw pułapki/zatrzaśnięcia, ale wyrażony subtelniej przy pomocy zwykłego drewnianego krzesła.

Natsuki Katayama i Daniel Agudo Gallardo (Fot. Marek Grotowski)

Koncert f-moll Chopina to na przemian części energetyczne (dramatyczne) i liryczne (romantyczne, subtelne), co pozwoliło choreografowi pokazać przejście od brutalności życia w rozpadającym się, toksycznym związku do wizji marzeń Kobiety o mężczyźnie idealnym (postać Mirage). Może te liryczne momenty są trochę zbyt idylliczne (zrezygnowałabym z chmurek wyświetlanych na scenicznych zastawkach), ale znakomicie kontrastują z mrocznymi obrazami codziennego życia. Dobrym pomysłem jest też wzbogacenie choreografii o sceny zbiorowe z udziałem pięciu par symbolizujących udane związki, którym zazdrości zrozpaczona Ona (tu ciekawa zamiana układu sceny i taniec po przekątnej). Zachwyciło mnie – to może złe słowo – bo chodziło raczej o wywołanie uczucia grozy – wykorzystanie motywu multiplikacji postaci Mężczyzny i ukazanie osaczenia bohaterki przez ukochanego/dręczyciela, a potem przez mężczyzn widzących w niej wyłącznie obiekt seksualny. No i zaskoczyło mnie zróżnicowanie technik tańca, które wspaniale podkreśla kolejne przemiany wewnętrzne głównej bohaterki: od pełnego emocji tańca w baletkach z wykorzystaniem charakterystycznych dla Emila Wesołowskiego silnych wyrzutów kończyn, wspomnianych zadartych stóp, skoków rozkrzyżowanych w powietrzu lub w pozie „swastyki”, poprzez liryczny neoklasyczny taniec na pół palcach w duetach z Mirage, do radośnie-namiętnej sekwencji na pointach (które tancerka przywdziewa błyskawicznie na oczach publiczności) i dramatycznego finału – boso. Jakby tego było mało, na koniec Emil Wesołowski funduje nam jeszcze zaskakującą kompozycyjną klamrę, która bierze wszystko w pełen niepewności nawias…

 

Natsuki Katayama i Daniel Agudo Gallardo (Fot. Marek Grotowski)

Oglądałam premierę drugiej obsady (12 maja 2018) i, choć żałuję, że nie widziałam pierwszej, to nie mogę sobie wyobrazić innych wykonawców, zwłaszcza w partiach Kobiety (Natsuki Katayama) i Mirage (Andrzej Malinowski). Ona pozostaje na scenie cały czas i jest to rola nie tylko bardzo wymagająca technicznie (wspomniane różne techniki tańca), ale przede wszystkim emocjonalnie. Tancerka musi płakać, śmiać się, podśpiewywać (!), a przede wszystkim przekazać całą sobą, w sposób naturalistyczny a jednak nieprzerysowany, emocje od skrajnej, autodestrukcyjnej rozpaczy, do całkowitej beztroski czy romantycznego uniesienia. Natsuki Katayama była fenomenalna! Absolutnie  swobodna w najtrudniejszych i ryzykownych ewolucjach, we wspaniałych piruetach (podziwiałam je już w jej wykonaniu Pani Kapulet w Romeo i Julii), ale przede wszystkim prezentująca cudowne linie rąk i ramion oraz podnoszonej w développé nogi w sekwencjach lirycznych – aż się prosiło, aby już tu wydłużyć je zakładając tancerce pointy. Jednak mądrość choreografa polegała na tym, by tę właśnie  techniczną sztuczkę wykorzystać dopiero w momencie pozornego wyzwolenia bohaterki z okowów toksycznego związku, gdy w kolorowej sukience (brawa za kostiumy dla Marty Fiedler – jak one fruwają!) tańczy na stole…. Świetny był też Andrzej Malinowski jako  Mirage: subtelny, ale męski wymarzony ideał – ciepły i opiekuńczy, znakomity partner. Partię Mężczyzny (On) może nieco zbyt jednowymiarowo potraktował Daniel Agudo Gallardo – niezależnie, czy była to scena brutalna, czy nieliczne momenty uspokojenia i wzajemnego uczucia, tancerz prezentował się tak samo, natomiast pod względem czysto tanecznym i zwłaszcza w wymagających partnerowaniach sprawdził się znakomicie.

Dajana Kłos i  i Łukasz Ożga (Fot. Marek Grotowski)

Balet Exodus Teresy Kujawy został wznowiony, a raczej odtworzony przez Jacka Tyskiego, jak się dowiedziałam, głównie dzięki zapiskom samej choreografki, nagraniom wideo i wspomnieniom jednego z tancerzy, który występował w nim w latach dwutysięcznych. Można było mieć obawy, czy choreografia do rytmicznej, wzmagającej się muzyki Kilara, nawiązująca do biblijnej historii grzechu pierworodnego, wypędzenia  Edenu i walki ludzi z Szatanem, nie wyda się dziś nieco zbyt dosłowna. Okazało się, że absolutnie nie, balet jest wystarczająco symboliczny, a jednocześnie bardzo czytelny, dość czysty w formie (nowe kostiumy Marty Fiedler w ostatniej scenie są bardzo współczesne) i przemawiający siłą muzyki i energią tańca. Zapewne od 2001 roku zmienił się i sposób oświetlania elementów dekoracji, i sam sposób i jakość ruchu tancerzy baletowych, więc i to mogło wpłynąć na lekkie „uwcześnienie” dzieła, ale jego siła oddziaływania leży gdzie indziej. W pięknych plastycznie obrazach: Ewa pod Drzewem Wiadomości, Zły/Wąż pełzający ku niej (jak zrobić z człowieka węża proszę się uczyć od Teresy Kujawy – paradoksalnie może to być spionizowanie nóg tancerza leżącego), szary tłum ludzkich istot na drabinach, czy finałowy taneczny krąg zdominowany przez Złego. Ostatnia część baletu przepełniona tańcami zbiorowymi może wprawdzie kojarzyć się z dość prostymi korowodami (ale mamy tam też taniec w parach i ekstatyczne podnoszenia), ale właśnie ta prostota, potęgowana i wspierana przez narastający rytm i siłę muzyki (świetna orkiestra i chór Opery Wrocławskiej pod dyrekcją Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego) wbija w fotel. W partiach solowych podziwiałam Dajanę Kłos jako Ewę, plastyczną i poruszającą; Łukasza Ożgę jako Adama (z powodu sylwetki i burzy jasnych włosów przypominał mi innego Adama sprzed lat – Wojciecha Warszawskiego w miniaturze baletowej After Eden Johna Butlera) i wspaniale skaczącego, a przy tym złowrogiego w wyrazie scenicznym Andrzeja Malinowskiego.

Exodus (Fot. Marek Grotowski)

O Katarzyna Gardzina-Kubała

Katarzyna K. Gardzina-Kubała  - Z wykształcenia rusycystka, absolwentka Wydziału Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich na Uniwersytecie Warszawskim (2000) i podyplomowych studiów dziennikarskich na tej samej uczelni (2002), a także Studiów Teorii Tańca na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie (2005 - absolutorium). Z zamiłowania dziennikarka i krytyk muzyczny oraz baletowy. Pracę rozpoczęła w dziale kultury „Trybuny”, przez wiele lat z przerwami była krytykiem muzycznym „Życia Warszawy”. Współpracowała z większością fachowych polskich czasopism muzycznych, czasopismami teatrów operowych w Warszawie i Poznaniu. Publikuje w programach teatralnych do spektakli baletowych oraz w prasie lokalnej, była gościem programów TVP Kultura, n-Premium i TV Puls, Radia Dla Ciebie i Drugiego Programu Polskiego Radia.

Od wielu lat jest członkiem Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery „Trubadur” oraz administratorem baletowego forum dyskusyjnego balet.pl. Na łamach kwartalnika klubowego „Trubadur” opublikowała ponad 3 tysiące tekstów i wywiadów z artystami opery i baletu. W 2008 roku wraz z gronem krytyków tańca podjęła próbę reaktywacji kwartalnika „Taniec”. Autorka ponad stu książeczek-komentarzy do serii oper, baletów i operetek wydanych w zbiorzeLa Scala. W2010 roku opracowała cykl 25 krótkich felietonów z zakresu historii i teorii tańca w ramach kolekcji „Taniec i balet”, wydanej przez wydawnictwo AGORA i „Gazetę Wyborczą”. OD tego samego roku była stałym współpracownikiem magazynu tanecznego „Place for Dance”.

W roku szkolnym 2007/2008 prowadziła cykl zajęć fakultatywnych wg autorskiego programu „Wiedza o operze i balecie” w VII Liceum Ogólnokształcącym im. Słowackiego w Warszawie, jako edukator operowo-baletowy odwiedziła liczne szkoły podstawowe i gimnazjalne z wykładami o sztuce baletowej. Od kilku lat prowadzi wykłady w LO Słowackiego w Warszawie 'Teatr muzyczny i świat mediów". W roku 2010 wspólnie ze Sławomirem Woźniakiem zrealizowała warsztaty poświęcone baletowi w warszawskim OCH-Teatrze.

W latach 2008-2010 pracowała na stanowisku sekretarza literackiego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Zajmowała się redakcją programów do spektakli operowych i baletowych oraz koncertów, redakcją afiszy i publikacji informacyjnych teatru, pisaniem autorskich tekstów do programów oraz redakcją merytoryczną strony internetowej teatru.

Od 2010 jest stałym współpracownikiem Instytutu Muzyki i Tańca. W ramach współpracy przygotowuje noty biograficzne i materiały informacyjne o polskiej scenie baletowej dla portalu taniecPOLSKA [pl], teksty problemowe oraz realizuje wykłady dla dzieci i młodzieży, popularyzujące sztukę tańca – program „Myśl w ruchu” Instytutu Muzyki i Tańca. W latach 2013-14 była członkiem komisji jurorskiej opiniującej spektakle na Polską Platformę Tańca 2014 w Lublinie.

Jest także współautorką serii książek dla dzieci „Bajki baletowe” (Jezioro łabędzie, Dziadek do orzechów, Kopciuszek, Romeo i Julia, Coppelia, Don Kichot, Pulcinella) wydawanych przez Studio. Blok. Prowadziła autorski cykl spotkań z artystami opery i baletu O operze przy deserze w klubokawiarni Lokal użytkowy na warszawskiej Starówce oraz w ramach Fundacji "Terpsychora" spotkania z ludźmi tańca i warsztaty dla dzieci w warszawskiej Galerii Apteka Sztuki. Autorka bloga baletowego „Na czubkach palców”. Obecnie współpracuje z Cikanek film. Sp. z o.o. - dystrybutorem na Polskę transmisji i retransmisji operowych, baletowych, teatralnych i wydarzeń kulturalnych do kin.
Ten wpis został opublikowany w kategorii recenzje i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Wieczór polski w Operze Wrocławskiej

  1. Mirek pisze:

    A czy może na tym Blogu będzie można przeczytać o „Dzieciach z dworca zoo” w choreografii Roberta Glumbka?

  2. Katarzyna Gardzina-Kubała pisze:

    Mirku, bloger – jak to bloger – gdzie pojedzie i co obejrzy, to opisze. Niestety w maju ilość premier baletowych przekracza moje możliwości podróżowania więc na „Dzieci z dworca ZOO” nie dotrę – również dlatego że do Szczecina strasznie daleko. Mam nadzieję obejrzeć ten spektakl w przyszłym sezonie i jeśli mi się to uda to na pewno o nim napiszę.

    • Mirek pisze:

      Cóż, dla recenzentki Dance Europe nie było daleko. Nie wybrała „gal baletowych” we Wrocławiu itp, ale właśnie balet Glumbka w Szczecinie. Cóż, szkoda, chętnie bym przeczytał i skonfrontował wrażenia.

      • Katarzyna Gardzina-Kubała pisze:

        Mirku, sarkazm jest zbędny. Zapewne recenzentce Dance Europe płacą za podróże, nocleg itp. Blogerowi nikt za to nie płaci. Bloger wykonuje inny zawód na pełen etat więc trudno mu wybrać się na 2 dni do Szczecina (z Warszawy). Do Wrocławia (na premierę, nie na „galę”) może „obrócić” w ciągu kilkunastu godzin, o Łodzi nie wspominając. Ponadto, jeśli mam pisać konkretnie o mnie, to na premierę we Wrocławiu zostałam zaproszona z 3-tygodniowym wyprzedzeniem, byłam więc w stanie zorganizować sobie wyjazd… Opera w Szczecinie obiecuje, że „Dzieci z dworca ZOO” powrócą na scenę po wakacjach – jeśli tylko mi się uda – chętnie ten spektakl zobaczę, tymczasem musisz skonfrontować swoje wrażenia z tekstem w Dance Europe.

  3. Esmeralda pisze:

    Pani Katarzyno-gwoli ścisłości-Pan Emil „utanecznił” koncert już w 2010 roku w Operze Bałtyckiej, pod innym tytułem i z innymi kostiumami,jednak choreografia ta sama.Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.