Fascynacja baletem dotyka ludzi niespodziewanie i w różnych okolicznościach. Żyje sobie człowiek spokojnie, nawet może i coś w życiu obejrzał, kojarzy jakieś Jezioro łabędzie, pointy i Czajkowskiego, a tu nagle balet zaskoczy go zupełnie czymś nowym, formą lub wykonaniem, znienacka walnie z całej siły i… rozkwita fascynacja. Wśród artystów parających się dziedzinami sztuki innymi niż taniec, taka fascynacja przeradza się w inspirację i potrzebę opowiedzenia za pomocą swojej sztuki o zachwycie dla baletu. Znakomitym przykładem takiego zjawiska jest projekt Róży Puzynowskiej (Rozy), malarki, absolwentki warszawskiej ASP i Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Pracując w Malarni Kostiumów Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, zetknęła się z realizacją rekonstrukcji Święta wiosny w choreografii Wacława Niżyńskiego (rekonstrukcja Millicent Hodson i Kenneth Archer). No i wpadła… Wpadła na pomysł stworzenia projektu (nie lubię tego wszystko pochłaniającego słowa), więc może raczej dzieła odzwierciedlającego te fascynację. W obrazach – bo jest to olbrzymi cykl bardzo przemyślanych w swoim wyrazie i stylistyce obrazów – przekazany jest zachwyt dla ruchu (są bardzo dynamiczne), podziw dla tancerzy (bo każdy obraz jest „portretem” konkretnego tancerza w konkretnej roli) i fascynacja kostiumem (choć na obrazach widzimy tylko jego elementy, jak przepaski, biżuteria, bransolety i baletki).
Pisanie o malarstwie nie jest ani moim zawodem, ani nawet hobby, nie ćwiczyłam się w opisywaniu tego, co na płótnie przedstawia artysta. Zresztą w dzisiejszych czasach trochę mija się to z celem. Dzięki fotografii i Internetowi każdy może dotrzeć do dzieła ( o ile trafiło do jakiejś internetowej galerii) i je ZOBACZYĆ. Pisanie o malarstwie sprowadza się dziś raczej do interpretacji dzieła i ewentualnie uwag technicznych (dla fachowców) o technice malarskiej, rzemiośle, użytych środkach wyrazu. Ani jedno, ani drugie mnie nie pociąga. Sama artystka dość dokładnie opowiedziała mi, co i w jaki sposób chce wyrazić w swoim cyklu. Trudno zresztą interpretować cykl jeszcze nieskończony, nie ustawiony zgodnie z zamiarem artystki w całość z wędrującymi w tle słońcem i księżycem, nie podzielony jeszcze na dwa akty. O technice malarskiej wiem niewiele, choć w pewnym okresie miałam szczery zamiar zdawać właśnie na ASP i intensywnie się do tego przygotowywałam. Natomiast mogę chyba napisać, że doskonale rozumiem potrzebę „przeniesienia na płótno” dzieła tanecznego (spektaklu), które nas porusza i fascynuje. Rozumiem, że w duszy człowieka wrażliwego trąca on takie struny, których nie zaspokoi nawet najlepsza fotografia, ani najbardziej szczegółowy opis – chodzi o własną re-interpretację, jednocześnie coś w rodzaju osobistej pamiątki po tym przeżyciu.
Jestem pod ogromnym wrażeniem i siły przekazu obrazów Rozy, i determinacji, z jaką tworzy ogromny cykl (praktycznie na własny koszt, bez wsparcia, z niewielką tylko pomocą szlachetnego dobroczyńcy). Cieszę się, że znalazła zrozumienie u artystów Polskiego Baletu Narodowego, którzy jej pozowali, udzielili twarzy i ciał. Wspaniale, że jej pomysł zaakceptowali i wsparli twórcy przedstawienia, czyli Millicent Hodson i Kenneth Arche. Miło wiedzieć, że ci artyści nie okazali się „ponad to” – tylko żywo zainteresowali się projektem i udzielili wszelkiej pomocy, a przede wszystkim zgody na uwiecznienie ich pracy (bardzo dokładnie skopiowanie elementów kostiumu wg palety barw). Cieszę się, że w środowisku tanecznym i związanym z tańcem jest o tym projekcie coraz głośniej. Zbliża się setna rocznica premiery Święta wiosny – tej słynnej premiery zakończonej skandalem i rękoczynami, która przeszła do legendy i na szczęście na dłuższą metę nie zaszkodziła dziełu, a raczej przydała mu nimbu „rewolucyjności”. Mam nadzieję, że cykl Rozy będzie mógł się wpisać w obchody rocznicowe, i że liczni wielbiciele tańca i miłośnicy sztuki będą mogli podziwiać ten wyraz hołdu dla arcydzieła, tancerzy i niezwykłego spektaklu, który zresztą będzie można zobaczyć w kwietniu na scenie Opery Narodowej w wykonaniu artystów uwiecznionych na płótnie.
Króciutki, a jakże ciekawy tekst… ach, jak żałuję, że nie mieszkam w Warszawie, ciekawa jestem tej rekonstrukcji i zainspirowanych nią obrazami. Balet jest wyjątkową sztuką, nic więc dziwnego, że potrafi zdobywać dusze i serca bez względu na czas, miejsce, kulturę – jednym wymogiem jest wrażliwość 🙂 Pozdrawiam ciepło, baletowo 🙂
Czy ja wiem, czy „króciutki” tekst? Raczej przy innych okazjach rozpisuje sie ponad miarę 🙂 Miejmy nadzieje, że opisane obrazy będzie można obejrzeć nie tylko w Warszawie… zawsze jakaś galeria lub teatr muzyczny może sie zdecydować zaprosić taką wystawę do siebie