Ten wpis to rodzaj wakacyjnego remanentu – miał się ukazać na łamach lipcowego Ruchu Muzycznego – nie ukazał się, więc choćby tutaj chciałabym zaznaczyć, w jak pięknym wydarzeniu dane mi było wziąć udział w Krakowie – mieście dotychczas słabo kojarzącym się ze sztuką baletową.
Wprawdzie w tym roku nie udało się zaprezentować gali baletowej organizowanej przez Operę Krakowską na dziedzińcu Wawelu, ale widzowie i tak poczuli się potraktowani po królewsku. Niesprzyjająca aura zmusiła organizatorów do przeniesienia wydarzenia na scenę budynku przy ul. Lubicz, za to wybór artystycznych gości i repertuaru wniosła do Krakowa powiew baletowej świeżości. Wyrównany poziom występów tancerzy z Royal Swedish Ballet, Teatro San Carlo, Teatru Wielkiego z Poznania i Polskiego Baletu Narodowego wydatnie podniósł udział gwiazd Baletu Kremlowskiego z Moskwy i Teatru Maryjskiego z Petersburga. Widać było, że zarówno goście, jak i gospodarze zauważają trendy w światowej sztuce baletu i obok nielicznych fragmentów klasycznych pokazali się w repertuarze współczesnym.
Skośnooka para ze Szwecji Minji Nam i AdiLiJiang Abudureheman z gracją i precyzją zaprezentowała się w pas de deux z romantycznej Sylfidy w choreografii Augusta Bournonville’a. W Polsce od dawna (Poza Teatrem Wielkim w Poznaniu) nie mamy okazji do podziwiania blatu romantycznego, więc wyjątki z Sylfidy czy Giselle to zawsze oczekiwany prezent dla baletomanów. Dla kontrastu Anbeta Toromani i Alessandro Macario z Neapolu wykonali miłosny duet Romea i Julii z baletu Prokofiewa oraz duet z Carmen w choreografii Amedeo Amodio. Wprawdzie choreografie obu baletów nie były może porywające, ale ostatnia cześć Carmen tańczona do przetworzonej elektronicznie muzyki przez tancerkę boso zapadała w pamięć. Tancerze z Poznania Karolina Sierant i Mateusz Sierant przywieźli pod Wawel subtelny duet do muzyki Vivaldiego przygotowany… przez ich kolegę z zespołu, Wiktora Davydiuka. Bardzo udana miniatura. Soliści PBN byli bardziej tradycyjni. Yuka Ebihara i Vladimir Yaroshenko pochwalili się przed Krakowianami popisowym pas de deux z najświeższej warszawskiej premiery – Don Kichota, a Aleksandra Liashenko wraz z Yaroshenką (w zastępstwie chorego Maksima Woitiula) wcielili się z postaci Izoldy i Tristana z baletu w choreografii Krzysztofa Pastora.
Choć balet Opery Krakowskiej nie oszałamia liczebnością zespołu ani ilością spektakli w repertuarze, to gospodarze postawili na choreografie grupowe i odnieśli sukces. Może Hota aragońska w choreografii Niny Diatchenko wydała się dość szkolna, ale już Furie z Orfeusza i Eurydyki, a zwłaszcza premierowe …z niezapisanego dziennika do muzyki Krzysztofa Pendereckiego (choreografia Katarzyna Aleksander-Kmieć) okazały się pięknymi fragmentami wieczoru. Szczególnie ta ostatnia choreografia utrzymana w stylu modern pokazała, że zespół krakowski rozwija się i poszukuje – zarówno utalentowanych tancerzy, jak i wartościowych, nowych dzieł. Świetne wykonanie!
Dotknięciem wielkiej sztuki tańca były występy artystów zza wschodniej granicy. Jakby chcąc przeciwstawić się stereotypowi wielkiego klasycznego rosyjskiego baletu, soliści z Moskwy i Petersburga przywieźli wyłącznie choreografie współczesne. Sofia Gumerova z absolutnym wyczuciem XX-wiecznego stylu zatańczyła monolog głównej bohaterki z baletu Legenda o miłości Jurija Grigorowicza. Gwiazdor petersburskiej sceny Igor Kolb wcielił się w postać z obrazów Magritte’a – mężczyznę w meloniku w miniaturze Beginning do muzyki Erika Satie. Wybuchy śmiechu i owacyjne oklaski wywołał występ Mikhaila Martynyuka z Moskwy. Jego Figlarz autorstwa Yevgienija Panfilova to bezpretensjonalna burleska baletowa na najwyższym technicznym poziomie. Wisienką na galowym torcie okazał się jednak duet z baletu Złudnyj bal Dmitrya Bryantseva do muzyki Chopina zatańczony przez solistów z Petersburga. Juz la tego jednego fragmentu warto było pojechać do Krakowa, aby dowiedzieć się o istnieniu tego tytułu i posmakować wyjątkowej jakości sztuki. Nastrojowy, melancholijny taniec był doskonałym, choć nietypowym zwieńczeniem wieczoru w Krakowie. Miejmy nadzieję, że zwiastował także baletowe ożywienie i rozwój tej sztuki w grodzie Kraka.
Złudne nadzieje, Pani Katarzyno, jakież tam ożywienie!? Taka jedna jaskółka koncertowa na rok (za festiwalową dotację) wcale w Krakowie wiosny baletowej nie czyni. Zespół marniutki wciąż zaniedbany i niedofinansowany, repertuar żenująco słaby, kierownictwo baletu nieporadne choć zadowolone z siebie, a mimo to odpowiedzialni za taki stan rzeczy baletowej dyrektorzy teatru: panowie Nowak, Adamik i Tokarczyk mają się całkiem dobrze. Te gale baletowe „pod Wawelem” od lat niczego nie ożywiają. Nawet pogoda olewa je deszczem.
Chciałabym wspomnieć, iż już od bodajże 15 lat w Krakowie funkcjonuje KZSzB – Krakowska Zawodowa Szkoła Baletowa. Uważam, iż swoim poziomem nie odstaje ona od innych szkół, lecz jest szkołą prywatną, a zajęcia odbywają się dopiero wieczorem.
Co roku, na początek lipca, lub pod koniec czerwca szkoła ta organizuje koncerty uczniów. Na koniec roku szkolnego 2013/14 na występie można było podziwiać również uczniów z litewskiej szkoły baletowej, uczęszczających chyba do maturalnej klasy.
Niestety zainteresowanie ów szkołą nie jest zbyt duże i posiada ona na razie nie wielu uczniów.