Ja chcę Giselle!

Minęło już kilka dni od transmisji baletu Giselle z Teatru Bolszoj w Moskwie (można ją było obejrzeć w kinach 11 października), a ja ciągle wracam myślami i do tego wieczoru, i do spektakli Giselle, które oglądałam w dzieciństwie w Warszawie. Tak, w dzieciństwie, bo wkładka obsadowa w moim programie z tego baletu bezlitośnie głosi, że był to rok 1990! To w tamtym okresie po raz ostatni oglądałam balet do muzyki Adolfa Adama na żywo… Potem były już tylko kasety video (nagrywane z telewizji, więc na pamięć nauczyłam się choreograficznej wersji Grigorowicza, właśnie tej, którą teraz oglądaliśmy w transmisji), potem DVD i gościnne prezentacje zupełnie odmiennej wersji – Giselle Matsa Eka. Były co prawda inscenizacje tego baletu w innych miastach Polski, ostatnio bodaj 12 lat temu w Łodzi, ale nie były to czasy, kiedy mogłam jeździć po Polsce „za tytułami” … Zatem niedzielna transmisja wzbudziła tysiące wspomnień i jeszcze większa zadumę: czemu Giselle nie ma w naszym polskim repertuarze? Nie jest to wołanie do dyrekcji PBN (choć nie miałabym nic przeciwko, gdyby ta pozycja pojawiła się w Warszawie), raczej ogólne zdumienie. Pewnie powie ktoś: zaraz, Jeziora łabędziego też nie ma, Śpiącej królewny też nie ma i tak można by wymieniać i wymieniać. Ale mnie frapuje fenomen zaginięcia Giselle.

Dziwi mnie to tym bardziej, że zarówno na wschodzie (Rosja), jak i na zachodzie, romantyczny balet o dziewczynie „co tańczyła zbyt wiele” jest grany przez większe i mniejsze zespoły baletowe. Jego plusem jest właśnie to, że w porównaniu do baletów z drugiej połowy XIX wieku nie musi olśniewać wielką obsadą, partii solowych jest cztery (sześć, jeśli dodać „wiejskie pas de deux” w I akcie). Do tego niezbyt rozbudowane corps de ballet. Z drugiej strony ten pozornie nieduży (również jeśli chodzi o czas trwania) balet stawia jednak zupełnie inne wymagania niż bardziej znane i „otańczone” balety Petipy. Najważniejsza jest kwestia stylu. Oczywiście nikt nie sili się na odtwarzanie stylistyki z lat 40-tych XIX wieku, charakterystycznej dla paryskiej sceny, kiedy to tancerki dopiero co zdobyły i doskonaliły technikę point, za to fruwały nad sceną na specjalnych drutach zwanych flugami (choć bywają i takie spektakle, gdzie dla smaku użyto tych historycznych urządzeń w udoskonalonej wersji, aby pokazać „jak to wyglądało”). Mimo to Giselle trzeba tańczyć trochę inaczej niż np. Jezioro łabędzie, o baletach współczesnych nie wspominając. Trzeba przypomnieć sobie, co to jest changemet de pieds i entrechats, i jak zrobić z nich element zapierający dech w piersiach. Jak z kroczków na pointach uczynić sztukę i efekt. A przede wszystkim, jak (inaczej niż w późniejszej klasyce) upozować głowę i tułów, port de bras, by nadać romantycznym scenom niedzisiejszego rozbrajającego wdzięku.

Oczywiście najwięcej wymagań stawia partia Giselle – bo przede wszystkim jest dość rozbudowana i bardzo aktorska. To główna bohaterka jest osią całego spektaklu, to na niej on „się trzyma”. Gdy rozmyślam sobie o kreacji, jaką stworzyła w niedzielę Swietłana Zacharowa, doszłam do wniosku, że Giselle jest nawet bardziej „widoczną”, bardziej odpowiedzialną partią niż Odetta/Odylia – która zresztą należy do najtrudniejszych technicznie partii w baletach klasycznych. Ale jakoś mogę sobie wyobrazić (i przecież tyle już widziałam) Jezioro bez znakomitej Odetty/Odylii, albo z tancerką, która jest tylko dobrą Odettą, albo tylko świetną Odylią. Natomiast Giselle z kiepską Giselle? Niemożliwe! Na scenie Bolszoj Zacharowa wyczarowała Giselle niemal idealną. Niemal – pisze tylko dlatego, że (o szoku!) zaliczyła upadek w II akcie, podczas pierwszego dynamicznego skoku w tej części spektaklu. Jakaś utrata równowagi czy koncentracji… niby każdemu się może zdarzyć, ale jednak nie jest to rzecz codzienna. A już podczas transmisji na cały świat – szczególnie bolesna. Mimo to primabalerina Bolszoj była zjawiskowa: etetryczna, ale także tragiczna w scenie szaleństwa. Jej minimalne ruchy rąk w tej chwili, gdy naśladuje (po baletowemu „przypomina sobie”) gesty, jakie towarzyszyły jej poznaniu z Albertem i miłosnym przysięgom, były jak wątłe poruszenia płatków kwiatu na wietrze. Za to jej popisy taneczne – wszystkie skoczki i kroczki na czubkach palców – niezmiernie precyzyjne. Jako zjawa w II akcie była rzeczywiście nieziemska – tak w tańcach solowych, jak i zwłaszcza w momentach partnerowaniach z Siegiejem Połuninem. Tancerka zdawała się rzeczywiście nic nie ważyć i płynąć nad sceną w rękach partnera. Niesamowity był „przechwyt”, którym popisali się oboje w jednej z sekwencji, kiedy to Zacharowa wyskoczyła zza kulisy w skoku szpagatowym wprost w ramiona Polunina, który poniósł ją dalej przez scenę.

Siergiej Połunin nie ma w sobie nic z romantycznego księcia, ale w przypadku tratowanej dosłownie opowieści o wiejskiej dziewczynie uwiedzionej przez arystokratę w przebraniu, który może i się zakochał, ale żenić się nie miał zamiaru – Połunin wypadł bardzo odpowiednio. Bardziej cyniczny niż zakochany, w jego interpretacji roli było widać, ze wszystko co robi, jest wyrachowane. Może tylko gdzieś na dnie był kawałeczek prawdziwego uczucia do Giselle, które ostatecznie po jej śmierci przywodzi go na jej grób. A może to wyłącznie wyrzuty sumienia… Za to Połunin imponował siłą, tak w wirtuozowskich skokach (ach, to niesamowite entrechats w II akcie!), jak i jakąś siła wewnętrzną w scenach aktorskich np. z Hilarionem. Potrafił pokazać arystokratyczną porywczość swego bohatera, źle maskowaną w otoczeniu wieśniaków. Nie spodziewałam się takiej głębi interpretacyjnej tej bądź co bądź dość papierowej postaci. Choć może złożyły się na to po prostu wrodzone umiejętności Polunina? Z jednej strony artysta potrafił oczarować skokiem (w duetach z Zacharowa nawet się hamował, aby nie zburzyć harmonii tańców), ale z drugiej widać było, że ciut brakuje mu codziennej dyscypliny i kondycji. Cóż, Połunin znany jest z braku pokory w stosunku do sztuki tańca, kilka razy miał już przecież „skończyć  z baletem”. Obecnie nie jest związany na stałe z żadną sceną.

Koniecznie trzeba wspomnieć o trzeciej bohaterce wieczoru – Jekaterinie Szypulinie w roli Mirty. W przerwie transmisji można było zobaczyć wywiad z nią i po raz kolejny uświadomić sobie, jak trudna technicznie to partia. Szaleństwo – niemal wyłącznie męskie wielkie skoki ułożone w dwóch wariacjach, których nie powstydziłby się niejeden solista, a do tego wykonywane w szerokiej tiulowej paczce A na dokładkę jeszcze pas courir na pointach po przekątnej sceny i wiele innych efektownych elementów i to zaraz o wejściu na scenę. Szypulina była w tej roli doskonała (warto pamiętać, że II akt w redakcji moskiewskiej Grigorowicza jest oparty głównie na choreografii Petipy, czyli nie ma wiele wspólnego z technika tańca romantycznego – w wielu momentach przypomina raczej wyzwania, jakie Petipa stawiał tancerkom w białym akcie Bajadery).

Dopiero w trakcie oglądania transmisji uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi przez te lata Giselle. Jak ten balet sprzed ponad 170 lat potrafi czarować publiczność – w białym akcie widzowie w kinie siedzieli jak zaklęci, cisza była niesamowita, tylko nostalgiczna muzyka Adama i oklaski po co bardziej widowiskowych ewolucjach tancerzy. Magiczne chwile!

O Katarzyna Gardzina-Kubała

Katarzyna K. Gardzina-Kubała  - Z wykształcenia rusycystka, absolwentka Wydziału Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich na Uniwersytecie Warszawskim (2000) i podyplomowych studiów dziennikarskich na tej samej uczelni (2002), a także Studiów Teorii Tańca na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie (2005 - absolutorium). Z zamiłowania dziennikarka i krytyk muzyczny oraz baletowy. Pracę rozpoczęła w dziale kultury „Trybuny”, przez wiele lat z przerwami była krytykiem muzycznym „Życia Warszawy”. Współpracowała z większością fachowych polskich czasopism muzycznych, czasopismami teatrów operowych w Warszawie i Poznaniu. Publikuje w programach teatralnych do spektakli baletowych oraz w prasie lokalnej, była gościem programów TVP Kultura, n-Premium i TV Puls, Radia Dla Ciebie i Drugiego Programu Polskiego Radia.

Od wielu lat jest członkiem Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery „Trubadur” oraz administratorem baletowego forum dyskusyjnego balet.pl. Na łamach kwartalnika klubowego „Trubadur” opublikowała ponad 3 tysiące tekstów i wywiadów z artystami opery i baletu. W 2008 roku wraz z gronem krytyków tańca podjęła próbę reaktywacji kwartalnika „Taniec”. Autorka ponad stu książeczek-komentarzy do serii oper, baletów i operetek wydanych w zbiorzeLa Scala. W2010 roku opracowała cykl 25 krótkich felietonów z zakresu historii i teorii tańca w ramach kolekcji „Taniec i balet”, wydanej przez wydawnictwo AGORA i „Gazetę Wyborczą”. OD tego samego roku była stałym współpracownikiem magazynu tanecznego „Place for Dance”.

W roku szkolnym 2007/2008 prowadziła cykl zajęć fakultatywnych wg autorskiego programu „Wiedza o operze i balecie” w VII Liceum Ogólnokształcącym im. Słowackiego w Warszawie, jako edukator operowo-baletowy odwiedziła liczne szkoły podstawowe i gimnazjalne z wykładami o sztuce baletowej. Od kilku lat prowadzi wykłady w LO Słowackiego w Warszawie 'Teatr muzyczny i świat mediów". W roku 2010 wspólnie ze Sławomirem Woźniakiem zrealizowała warsztaty poświęcone baletowi w warszawskim OCH-Teatrze.

W latach 2008-2010 pracowała na stanowisku sekretarza literackiego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Zajmowała się redakcją programów do spektakli operowych i baletowych oraz koncertów, redakcją afiszy i publikacji informacyjnych teatru, pisaniem autorskich tekstów do programów oraz redakcją merytoryczną strony internetowej teatru.

Od 2010 jest stałym współpracownikiem Instytutu Muzyki i Tańca. W ramach współpracy przygotowuje noty biograficzne i materiały informacyjne o polskiej scenie baletowej dla portalu taniecPOLSKA [pl], teksty problemowe oraz realizuje wykłady dla dzieci i młodzieży, popularyzujące sztukę tańca – program „Myśl w ruchu” Instytutu Muzyki i Tańca. W latach 2013-14 była członkiem komisji jurorskiej opiniującej spektakle na Polską Platformę Tańca 2014 w Lublinie.

Jest także współautorką serii książek dla dzieci „Bajki baletowe” (Jezioro łabędzie, Dziadek do orzechów, Kopciuszek, Romeo i Julia, Coppelia, Don Kichot, Pulcinella) wydawanych przez Studio. Blok. Prowadziła autorski cykl spotkań z artystami opery i baletu O operze przy deserze w klubokawiarni Lokal użytkowy na warszawskiej Starówce oraz w ramach Fundacji "Terpsychora" spotkania z ludźmi tańca i warsztaty dla dzieci w warszawskiej Galerii Apteka Sztuki. Autorka bloga baletowego „Na czubkach palców”. Obecnie współpracuje z Cikanek film. Sp. z o.o. - dystrybutorem na Polskę transmisji i retransmisji operowych, baletowych, teatralnych i wydarzeń kulturalnych do kin.
Ten wpis został opublikowany w kategorii ogólnie o balecie, recenzje i oznaczony tagami , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Ja chcę Giselle!

  1. Giselle pisze:

    Giselle, wróć na sceny polskich teatrów!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.